Jak się okazuje przytoczona kobieta miała kłopot z zapamiętaniem wszystkich sześciu cyfr kodu, co ją niejednokrotnie doprowadzało do emocji. Widzący to Shepherd postanowił jej ulżyć i zostawił jej tylko cztery cyfry, których ostatecznie się wyuczyła. Ot sukces pragmatyka - Caroline uznała, że jest to dobra koncepcja i tak już zostało. Płeć piękna tylko to doceniła – w końcu wiele pań również nie może „wbić do głowy” wielu cyfr. W tej sytuacji czterocyfrowy PIN jest świetnym rozwiązaniem, które jest w efekcie „żeńskiego” oblicza. Jakby nie patrzeć to kobiety ten kod „uformowały”.
A dalej cóż, coraz więcej ludzi zaczęło się nim posługiwać i stał się on standardem, którego nikt nie kwestionuje (prędzej docenia jego banalność).
Ot siła przyzwyczajenia, mocą której cztery cyfry są podawane nie tylko w bankomacie, ale też i w telefonie. Plus prawidłowość świata, zgodnie z którą to kobieta „psuje” męskie pomysły (często w dobrych zamiarach).
O ostatnie nie ma co się gniewać bowiem i elektronika pań potrzebuje. Zresztą jaka byłaby ona bez nich? Jedyną zagadką pozostaje to czy twórca bankomatu był z podjętej decyzji zadowolony, czy jednak zrobił to dla „świętego spokoju” i cierpiał potem przez męską dumę.
Tego już się nie dowiemy - Shepherd nie żyje bowiem od 11 lat (tajemnica została zabrana do grobu).
Uczcijmy wynalazcę minutą ciszy - warto to zrobić zwłaszcza dla kodu PIN.