Ostatnio uświadomiłem sobie, że zbyt mało czasu poświęca się... lampowym odbiornikom bateryjnym. Postaram się więc nadrobić zaniedbanie i w dwóch odcinkach przybliżyć je młodym Czytelnikom.
Historia radioodbiorników bateryjnych jest bardzo interesująca. Stanowiły one znaczną część produkowanego sprzętu radiowego, a dziś pokrewne urządzenia mobilne spełniają w naszym życiu ogromnie ważną rolę. Jednak wiele lat temu odbiorniki bateryjne wcale nie były mobilne. Były to radioodbiorniki bateryjne stacjonarne przeznaczone do użytku w domu. I na pewno nie zasługiwały na miano przenośnych. Fotografia 1 pokazuje przedwojenny radioodbiornik Elektrit Allegro, który w sezonie 1928/1939 był produkowany w wersjach bateryjnej, sieciowej i uniwersalnej.
Przed II wojną światową i kilkanaście lat po niej duża część naszego kraju nie była objęta elektryfikacją. Ludziom, którzy nie mieli prądu elektrycznego, tylko odbiorniki bateryjne lub detektorowe umożliwiały odbiór nadawanych audycji. Przed wojną dominowały proste odbiorniki o bezpośrednim wzmocnieniu jedno- lub kilku obwodowe. Wśród nich do lepszych należały odbiorniki nazywane „reakcyjniakami”, o których pisałem wcześniej.
Odbiorników superheterodynowych produkowano znacznie mniej, gdyż były dużo droższe i tylko bogatych było stać na ich zakup. Cena dobrego aparatu radiowego często przekraczała równowartość 2–3 miesięcznych pensji. Dlatego wielu ludzi kupowało tanie radia detektorowe albo proste odbiorniki dwu- lub trzylampowe. Albo odbiorniki sieciowe, albo właśnie bateryjne, zależnie od dostępu do sieci energetycznej.
Zewnętrznie radia sieciowe i bateryjne w zasadzie się nie różniły. Jedyna ważna różnica polegała na sposobie zasilania oraz związanej z tym obsadzie lamp. Odbiornik sieciowy miał kabel zasilający zakończony typową wtyczką, natomiast odbiornik bateryjny miał kabel zasilający, składający się z czterech giętkich przewodów. Dwa z nich były zakończone wtyczkami bananowymi – czarną lub brązową do podłączania minusa baterii anodowej i czerwoną do podłączenia plusa baterii. Pozostałe dwa przewody były zakończone wtykami widełkowymi: czarnym, przykręconym do minusa akumulatora i czerwonym lub żółtym przykręcanym do plusa.
Akumulatory do odbiorników bateryjnych były produkowane jako 2- lub 4-woltowe, umieszczone w szklanych grubościennych prostokątnych naczyniach. Wyprowadzenia elektrod zakończone były śrubami z ząbkowanymi lub motylkowymi nakrętkami. Bateria anodowa 120V składała się z osiemdziesięciu 1,5-woltowych okrągłych ogniw umieszczonych w prostokątnym pudełku z grubej tektury z napisami Centra (fotografia 2), o wymiarach około 16×22×7cm.
Z wierzchu bateria była zalana twardą smołą i przykryta tekturową płytką. W płytce były otwory odsłaniające gniazda z napięciami: +75V, +84V, +94V, +105V i +120V (wymiary i napięcia podaję w przybliżeniu, gdyż odtwarzam je z pamięci). Czarną wtyczkę wkładano do gniazda 0 lub „–” a czerwoną do gniazda +75 albo +84V i w miarę zużywania baterii przekładano na coraz wyższe napięcie, aż do całkowitego jej zużycia. Zużyte baterie wyrzucano na śmietnik, a często nawet w dowolne miejsce.
Jeszcze niedawno widziałem przy leśnej dróżce resztki takiej baterii. W zależności od modelu radia i sposobu jego używania bateria starczała na jeden do kilku miesięcy, natomiast akumulator należało okresowo ładować.
Kilka lat po wojnie zaczęły się pojawiać trochę mniejsze baterie BAS80, które miały tylko jedno napięcie 80V. Do odbiornika bateryjnego musiało być osobne miejsce na akumulator i baterię. Aby uzyskać dobry odbiór, musiało być wykonane dobre uziemienie oraz antena zewnętrzna z linki miedzianej, o długości 20–30m, zawieszona możliwie jak najwyżej, oczywiście na izolatorach. Stare radia nie miały anteny ferrytowej (ferryty pojawiły się dopiero po wojnie), dlatego konieczna była antena zewnętrzna. Do wyposażenia należał również przełącznik antenowy (rysunek 3), umieszczany najczęściej na futrynie okiennej. Podczas burzy pozwalał on uziemić antenę.
Jak widać z tego opisu, użytkowanie radia bateryjnego było nie tylko dużo droższe niż sieciowego, ale wymagało również poświęcenia więcej czasu na obsługę.
Po wojnie, jeszcze przez kilka lat produkowano odbiorniki detektorowe (kryształkowe). Przetrwało też wiele egzemplarzy przedwojennych. Po wojnie nie wznowiono produkcji aparatów o bezpośrednim wzmocnieniu, ale skupiono się na produkcji odbiorników superheterodynowych.
Pierwszy bateryjny odbiornik superheterodynowy Pionier B2 wyprodukowano w 1950r. w zakładach „Diora” w Dzierżoniowie. Była to trzyzakresowa (krótkie, średnie i długie), sześcioobwodowa superheterodyna, zbudowana na lampach:
- 1R5T – mieszacz i oscylator,
- 1T4T – wzmacniacz częstotliwości pośredniej,
- 1S5T – detektor i wzmacniacz napięciowy,
- 3S4T – wzmacniacz mocy.
Produkcja Pioniera (przykład na fotografii 4) trwała do roku 1958.
Następnym radiem bateryjnym wytwarzanym przez diorę był Juhas – produkowany w latach 1957–1964. W latach 60. także w kraju dostępne były przenośne odbiorniki mającego długą tradycję w Polsce Philipsa. Fotografia tytułowa przedstawia (walizkowe – koffer) radio Anette.
Tego rodzaju odbiorniki bateryjne można wciąż kupić na aukcjach (fotografia 5) w różnych cenach, zależnych głównie od ich stanu. Czasem można znaleźć naprawdę atrakcyjne oferty.
Dalszy ciąg opowieści w następnym odcinku.