Ceny mikroskopów optycznych klasy lepszej niż zabawka są znaczne. Mikroskopy cyfrowe, wydawać by się mogło, powinny być tańsze – technologie produkcji matryc do aparatów i kamer oraz dobrej klasy ekranów w ostatniej dekadzie mocno poszły do przodu. Należałoby oczekiwać, że przyzwoity mikroskop cyfrowy nie będzie kosztował zbyt wiele, zwłaszcza że w miarę przyzwoity smartfon na komponentach o generację starszych bywa raczej tani. Kierując się takim myśleniem, dokonałem zakupu mikroskopu cyfrowego za około 300 złotych. Wybór padł na model G1200 marki KKNOON. Nazwa nieco dziwna – ktoś widocznie uznał, że to brzmi prawie jak Canon. Ot, taki chiński „chłyt matetingowy”.
Nie ukrywałem nigdy, iż mój wzrok jest bliższy kretom niż sokołom, toteż zakup mikroskopu był podyktowany koniecznością. Konkretniej to koniecznością przylutowania układu w obudowie TQFP. Ale zanim opowiem, jak to się skończyło, przyjrzyjmy się samemu urządzeniu.
Opakowanie, zawartość, montaż i uruchomienie
Mikroskop zapakowany jest w dość solidne pudełko. Jak zawsze, producent od razu chwali się wszystkimi zaletami urządzenia. Mamy więc zapewnienie o użyciu przetwornika CMOS o rozdzielczości 12 megapikseli, listę obsługiwanych języków, informację, iż mikroskop jest cyfrowy i nagrywa filmy w FullHD. To, czego ja nie widzę ani na pudełku, ani na samym mikroskopie, to nazwa producenta. Dlaczego nie ma nazwy producenta? Dlatego, że jedna fabryka produkuje te mikroskopy, ale sprzedaje pod różnymi markami. Urządzenie spakowane jest solidnie. Główna część mikroskopu umieszczona jest w plastikowej wytłoczce, ekran zaś zabezpieczony jest dodatkową piankową przekładką. Pod wytłoczką kryje się zdemontowany blat z uchwytem, instrukcja, zestaw kabelków USB-USB micro-B oraz prosty zasilacz wtyczkowy.
Już przy składaniu mikroskopu pojawiają się dwa pierwsze problemy. Nie dość, że mikroskop „siedzi” dość głęboko w uchwycie, dając mało przestrzeni do pracy, to jeszcze przy maksymalnym opuszczeniu mikroskopu do makro nie da się w ogóle wyostrzyć obrazu. Dlatego wykonałem na drukarce 3D tuleję dystansową. Mikroskop ma wbudowany wokół obiektywu diodowy oświetlacz oraz dwie dodatkowe lampki LED na (niezbyt) giętkich „gęsich szyjach”. Jasność jest regulowana dwoma potencjometrami, jednym w podstawie, drugim skrytym z tyłu mikroskopu poniżej gniazd.