Z oscyloskopami przenośnymi jest pewien problem. Ich historia jest nierozerwalnie związana z oscyloskopami cyfrowymi, których początki sięgają ostatniej dekady XX wieku. W tych czasach był to jednak sprzęt bardzo trudno osiągalny, wręcz zupełnie niedostępny. Polskę, jako kraj bloku wschodniego, obowiązywały ograniczenia handlowe z Zachodem. Ale nawet tam oscyloskopy cyfrowe dopiero zaczęły pojawiać się w sprzedaży, a użytkownicy musieli je poznać i przekonać się do nich. Mimo że pierwsze oscyloskopy cyfrowe były już dostępne w początkach lat 90. XX w. (np. Tektronix TDS620 – rok 1993), to prawdziwy boom na tę klasę przyrządów rozpoczął się mniej więcej z początkiem XXI wieku. Wtedy nikt jeszcze praktycznie nie myślał o konstrukcjach przenośnych. Pierwsze oscyloskopy cyfrowe konstruowano z myślą o zastosowaniach stacjonarnych. Za swego rodzaju wyjątek można uznać produkowany w latach 1993...1996 oscyloskop Tektronix 224, który mimo swoich małych wymiarów i bateryjnego zasilania był kwalifikowany do kategorii portable, a więc jednak do grupy przyrządów stacjonarnych (fotografia 1).
Prawdziwe oscyloskopy przenośne musiały jeszcze jakiś czas poczekać na swój początek. Trudno tu podać jakąś konkretną datę, można jednak przyjąć, że wyraźne zainteresowanie nimi pojawiło się wraz z pierwszymi ofertami handlowymi, dopiero gdzieś w połowie lat 2000. I tu wracamy do problemu z oscyloskopami przenośnymi, gdyż boom na nie był oczywisty – nowość na rynku – i względnie krótkotrwały. Dlaczego tak się stało? Odpowiedzieć nie jest łatwo. Jedno jest jednak zauważalne: mniej więcej od połowy drugiej dekady XXI wieku jest to klasa przyrządów niemal nierozwijana. Te modele, które powstały wtedy, są sprzedawane do dziś, a w ofertach trudno jest znaleźć nowości. Zdarzają się też niestety przypadki, że niektórzy dystrybutorzy w ogóle rezygnują ze sprzedaży oscyloskopów przenośnych.