O czym mowa?
Otóż o tzw. e-metrze badającym zmiany rezystancji skóry w czasie, w zależności od stopnia jej wilgotności (jest to reakcja skórno-galwaniczna bądź elektrodermalna). Krótko mówiąc można nim sprawdzić to jak mocno poci się człowiek. Jednak nie w przypadku scjentologów, którzy używają tego przyrządu w czasie sesji zwanych audytami, które mają na celu „oczyszczenie” osoby z negatywnych przeżyć przez wyparcie.
Jak?
Otóż „badają” nim stan emocjonalny tej osoby, który jest tym większy im większe są wskazania urządzenia, oraz tym mniejszy im są one mniejsze. Jeżeli e-metr „ani drgnie”, audyt jest kończony. W przeciwnym razie sesja dalej trwa (aż do skutku). Wszystko to, ponieważ nie pocenie się oznacza dla scjentologów brak reakcji na przeżycia. Jest to oczywiście nieprawda - w rzeczywistości emocje obejmują całe ciało, a nie tylko skórę, i należy zwrócić uwagę na więcej rzeczy, w tym na serce (badanie EKG) i mózg (badanie EEG).
Ponadto człowiek poci się zawsze, niezależnie od tego czy coś przeżywa czy nie. W efekcie to nienaukowa „brednia”. Zresztą wiele ruchów odrzuca naukę, a nawet stosuje w tym celu jej zdobycze! Scjentolodzy to tylko jeden z ich przykładów. Niby nic, ale i w Polsce można ich spotkać, nie wspominając o zmanipulowanych osobach wierzących przez nich w e-metr.
Ot naciągactwo jak z garnkami i pakietami medycznymi dla starszych - obydwa należy tępić. Warto o tym pamiętać - życie ma się bowiem tylko jedno.