- niewielkie wymiary i zwarta konstrukcja,
- atrakcyjna wizualnie, bardzo trwała obudowa o wysokiej jakości wykonania,
- energooszczędność,
- obsługa dwóch najpopularniejszych na rynku systemów fotograficznych: Nikona (standard pilotów ML-L1 i ML-L3) i Canona (standard pilotów RC-1, RC-6).
Dość szybko okazało się, że oryginalne urządzenia tego typu mają absurdalną, jak na swoje możliwości i stopień komplikacji, cenę, zaś dostępne na rynku zamienniki, mimo że bardzo tanie, nie odznaczają się zbyt wysoką jakością wykonania, a z pewnością daleko im do 10 razy droższych oryginałów. Jako że urządzenia tego typu są banalne w swojej konstrukcji, postanowiłem zbudować projekt tego rodzaju, ale że lubię robić wszystko po swojemu, zdecydowałem, że będzie się on odznaczał następującymi cechami użytkowymi:
- niewielkie wymiary i zwarta konstrukcja,
- atrakcyjna wizualnie, bardzo trwała obudowa o wysokiej jakości wykonania,
- energooszczędność,
- obsługa dwóch najpopularniejszych na rynku systemów fotograficznych: Nikona (standard pilotów ML-L1 i ML-L3) i Canona (standard pilotów RC-1, RC-6).
Ostatni parametr to nie jest błąd. Skoro podjąłem próbę własnoręcznej konstrukcji tego rodzaju urządzenia, to chciałem, aby było ono na tyle uniwersalne, że można byłoby za jego pomocą obsługiwać sprzęt dwóch głównych graczy na rynku fotograficznym. Oczywiście wprowadzając stosowne zmiany do oprogramowania, można obsługiwać sprzęt innych producentów.
W tym miejscu działania swoje skierowałem w stronę poszukiwania informacji na temat stosowanych standardów transmisji przez poszczególnych producentów. Jak można się było domyślić, na próżno szukać oficjalnych informacji w tym zakresie ze strony producentów tego rodzaju urządzeń, jako że są to rozwiązania autorskie i przez to zamknięte. Pozostały rozwiązania z zakresu inżynierii wstecznej. Sygnał z dowolnego pilota zdalnego sterowania bardzo łatwo przechwycić, a jako że wszystkie rozwiązania tego typu bazują na prostych implementacjach, to nietrudno będzie je skopiować i powielić w swoim urządzeniu. Ale zaraz, zaraz, po co kupować oryginalne urządzenie, by implementować własne rozwiązanie? No i tutaj, jak zwykle, z pomocą przychodzi Internet.
Bardzo szybko znalazłem stosowne informacje i mimo że w wielu amatorskich rozwiązaniach widać było drobne różnice w implementacji protokołów, to były one na tyle nieistotne i zapewne wynikały z wprowadzenia jakiejś tolerancji czasów, że implementacja własnego urządzenia stała się wręcz banalna.