- 4 kanały o paśmie 100 MHz,
- częstotliwość próbkowania 1 GSa/s dla jednego kanału, 500 MSa/s dla dwóch i 250 MSa/s dla 3. i 4,
- pamięć 14 mln próbek,
- wiele trybów wyzwalania i funkcji pomiarowych,
- dekodowanie popularnych protokołów szeregowych.
Na rynku nie brakuje marek i modeli oscyloskopów cyfrowych na każdą kieszeń. Często jednak te najtańsze mają „sztucznie zawyżone” parametry, kiepsko wykonane interfejsy i są źródłem błędów i frustracji, a nie użytecznymi narzędziami. Elektronik-hobbysta może łatwo dokonać niewłaściwego wyrobu urządzenia „oscyloskopopodobnego” w cenie markowego urządzenia. Z kolei naprawdę dobre modele są bardzo kosztowne, a ich możliwości wykraczają daleko poza potrzeby większości, nawet zawodowych, elektroników. Na szczęście w ostatniej dekadzie nastąpił prawdziwy wysyp modeli budżetowych o przyzwoitych parametrach. W zaprezentowanej recenzji przyjrzymy się bliżej jednemu z nich, a ja postaram się wyjaśnić, dlaczego moim zdaniem jest to obecnie najlepszy oscyloskop cyfrowy dla hobbysty na polskim rynku.
Zakup, unboxing i pierwsze wrażenia
Decyzję o zakupie oscyloskopu cyfrowego rozważałem dość długo, bo ponad rok. Rozważałem najpopularniejsze wśród amatorów marki: Owon, Hantek, Rigol i Siglent. Owon i Hantek oferuje przyzwoite oscyloskopy, ale wykonane niezbyt solidnie, co daje się odczuć zarówno w wykonaniu, jak i sposobie działania. Rigol wśród hobbystów jest najbardziej popularną marką, zwłaszcza modele DS1052E i DS1054Z. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest możliwość łatwego hakowania tych oscyloskopów po to, aby odblokować płatne opcje, jak dekodowanie protokołów, szersze pasmo czy większa pamięć próbek. Ja jednak nie chciałem wykonywać takich „modyfikacji” i wolałem wybrać oscyloskop, który me te funkcje w standardzie. Chciałem też mieć model czterokanałowy.
Firma Siglent ma dwa podobne modele oferujące takie możliwości: SDS1104X-E oraz SDS1104X-U. Droższy model X-E wzbogacony jest o dodatkowe złącze, do którego można dołączyć dwie przystawki: generator sygnałów arbitralnych i analizator stanów logicznych. Pierwszy pozwala użyć oscyloskopu do rysowania wykresów Bodego, co bywa bardzo pomocne przy projektowaniu oraz testowaniu wzmacniaczy i filtrów. Analizator logiczny wbrew pozorom przydaje się raczej rzadko i tylko, gdy musimy korelować sygnały analogowe z danymi cyfrowymi na wielu liniach – osobiście takiej potrzeby nie odczułem ani razu.
Model SDS1104X-E ma też dwa przetworniki ADC, przez co użycie wszystkich czterech kanałów ogranicza częstotliwość próbkowania do 500 MSa/s. Siglent SDS1104X-U nie ma portu rozszerzeń (w tym miejscu obudowa ma mało gustowną zaślepkę), nie pozwala na generowanie wykresów Bodego i ma tylko jeden przetwornik ADC. W zamian jest tańszy od swojego starszego brata. W styczniu 2022 roku różnica cenowa między modelami wynosiła 280 zł, przy czym model X-U kosztował 1870 zł. W chwili pisania tych słów, czyli w październiku 2023 roku model X-U kosztuje już 2054 zł, a model X-E 2361 zł – różnica wzrosła do 307 złotych.
Oscyloskop dotarł do mnie zapakowany w dość solidny, podwójny karton. Standardowo w zestawie były cztery sondy oscyloskopowe, kabel USB oraz kabel zasilający w standardzie IEC. Znajdziemy też skróconą instrukcję obsługi i certyfikat kalibracji. Sam sprzęt wykonany jest z tworzywa sztucznego, ale pod nim kryje się metalowa skorupa ekranująca.
Na panelu frontowym oscyloskop ma cztery gniazda BNC dla sond, są one pozbawione jakichkolwiek dodatkowych styków – w końcu to produkt budżetowy. Na lewo od nich znajdują się dwa styki do kompensacji sond, zaś obok włącznika zasilania gniazdo USB Host. Pierwsze, dobre wrażenie psuje nieco wspomniana wyżej zaślepka portu rozszerzeń między gniazdem USB, a stykami do kompensacji. Z tyłu znajdziemy gniazda USB typu B, zasilania, gniazdo BNC Trigger Out/Pass-Fail, gniazdo Ethernet oraz otwór Kensington Lock.
Masa urządzenia jest niewielka, dlatego urządzenie można z łatwością przenosić i transportować. Przyciski są gumowe o wyraźnie wyczuwalnym kliknięciu, część jest podświetlona (fotografia tytułowa), co jest typowym rozwiązaniem. Dla mnie pewną wadą jest to, że tylko dwa enkodery mają wyczuwalny klik, są to pokrętła regulacji wzmocnienia i podstawy czasu. Moim zdaniem pokrętło uniwersalne też powinno klikać, co by ułatwiło ustawianie wartości licznych parametrów ukrytych w menu. Firma Siglent ma też pewien problem z estetyką – na panelu znajdziemy kilka różnych czcionek, a pojedyncze przyciski mają do tego różne kolory – trudno to uzasadnić. Dlaczego na przykład przycisk Setup w sekcji wyzwalania ma czarny kolor, gdy wszystkie inne przyciski „funkcyjne” są szare lub białe?
Sensownym za to jest umiejscowienie przycisku Auto Setup zaraz pod podświetlonym przyciskiem Run/Stop. Po jego użyciu oscyloskop próbuje ustawić kluczowe parametry tak, by pokazać sygnały, do których podłączone są sondy. Trwa to około 10 sekund. Ciekawym dodatkiem jest umieszczony niżej przycisk Default, który przywraca ustawienia domyślne. Umiejscowienie jest mało fortunne, bo kilka razy go nacisnąłem przez przypadek, a przywraca on też ustawienia siatki na ekranie, co bywa irytujące. Na szczęście można zapisać bieżące ustawienia jako domyślne – funkcja ta przydaje się zwłaszcza na początku, gdy jeszcze uczymy się obsługi i coś namieszamy.
Ostatnia, drobna sprawa to kolory diod LED przycisków wyboru kanału – kolory te nie zgadzają się z kolorami na obudowie, na ekranie czy nawet na pierścieniach sond oscyloskopowych. A lepsze ich dobranie nie wpłynęłoby na koszty produkcji.