Wspomniany element okazał się doskonałym przewodnikiem ciepła po długim pobycie na Słońcu. Pobyt ten trwał co najmniej kilka godzin. Oprogramowanie na komputerze użytkownika stwierdziło zbyt wysoką temperaturę anteny i natychmiast ją odłączyło. Początkowo Martin zraszał ją wodą, lecz to pomagało tylko na krótko. Dopiero po 7 godzinach jej temperatura na tyle się zmniejszyła, by Starlink mógł ponownie zadziałać.
Zgodnie z danymi meteorologicznymi temperatura miejsca, w którym znajdował się element wyniosła aż 48°C. Firma SpaceX - dostawca usługi, utrzymuje, że odcięcie od internetu następuje po rozgrzaniu się anteny do temperatury powyżej 50°C, a powrót do niego ma miejsce po wychłodzeniu się podzespołu do temperatury poniżej 40°C. Z pewnością nie są to korzystne warunki - trudno oczekiwać by sprzęt się w nich sam chłodził. Zdając sobie z tego sprawę użytkownik wpadł na pomysł stworzenia zadaszenia anteny. Czy coś to dało nie wiadomo.
W każdym razie winowajca zamieszania nie jest klasycznym „talerzem”, a macierzą drobnych anten tworzących szyk fazowany, w którym można elektronicznie formować określone wiązki sygnałowe. Krótko mówiąc to element „zgrabnie” dopasowujący się do warunków zewnętrznych. Ot tylko brak w nim dobrego chłodzenia i to jest jego zasadnicza wada. Warto o niej pamiętać w Polsce, której nie omijają „afrykańskie upały”.