Po zbadaniu odbiornika i pomierzeniu części składowych okazało się, że wszystkie kondensatory sprzęgające i blokujące od 5000 do 50000cm oraz 0,1uF mają bardzo dużą upływność. Wszystkie elektrolity, łącznie z katodowymi – brak pojemności. Przerwę w uzwojeniu miał dławik filtru zasilania oznaczony numerem 3 na rysunku 3 w pierwszej części artykułu. Podwójny potencjometr z włącznikiem niestety nie nadawał się do naprawy, ponieważ ścieżki oporowe miały dwie przerwy i wykazywały skokowe gwałtowne zmiany, mimo ich przemycia.
Okrągła skala z plastiku (celuloid) była bardzo luźna, gdyż brakowało dwóch z trzech wkrętów M2. Przewody z kapturkami na siatki sterujące lamp miały pokruszoną izolację i były miejscami gołe. Żarówka skalowa spalona. Wszystkie elektrolity i kondensatory rurkowe zostały zregenerowane metodami opisanymi we wcześniejszych numerach EdW, by zachować wygląd bliski oryginałom.
Następną czynnością było przewinięcie przerwanego dławika nr 3. Podczas rozbierania go okazało się, że kształtki rdzenia miały krawędzie z tzw. gratem (gradem).
Musiałem więc usunąć je bardzo drobnym pilniczkiem – jedwabnikiem. Postanowiłem policzyć odwijane zwoje i podczas tej czynności okazało się, że dławik był nawijany... ręcznie, miejscami dość luźno i w kilku miejscach miał pofałdowane zwoje, a ponadto... w trzech miejscach drut był łączony.
Licznik wykazał 14080 zwojów nawiniętych drutem ϕ 0,06mm – przerwa była na trzecim łączeniu. Nie miałem drutu ϕ 0,06mm, tylko 0,07mm i tym drutem nawijając w miarę równo, zmieściłem bez trudu 14000 zwojów. Rdzeń w tym dławiku jest składany bez szczeliny, lecz przy obciążeniu nieprzekraczającym 10mA nie zachodzi obawa nasycenia rdzenia. Dławik ma tak dużą indukcyjność, że mój miernik o zakresie do 20H nie był jej w stanie zmierzyć, a tester pokazywał tylko rezystancję 4120Ω.
Po naprawieniu i zamontowaniu dławika przyszła kolej na potencjometr, który, jak zaznaczyłem, nie nadawał się do naprawy. Miałem w zapasach kilka podobnych z wyglądu potencjometrów podwójnych, ale bez wyłącznika. Postanowiłem więc do jednego z nich domontować włącznik. Wybrałem potencjometr od radia Romans, który miał jedną sekcję 250kΩ, a drugą 1MΩ. Pierwszą czynnością było rozebranie potencjometru i wyjęcie wałka, do którego należało dolutować język przełączający włącz-wyłącz. Następnie z miękkiej stalowej blachy o grubości 1mm wypiłowałem język przełączający, który był odwzorowany z języka w innym potencjometrze (rysunek 1 i fotografie 2, 3).
Język odpowiednio wygiąłem, dolną część pobieliłem i nałożyłem go na koniec wałka, na występ nad ślizgaczem. Oczywiście występ i koniec wałka był dokładnie oczyszczony i pobielony. Wałek umocowałem w imadle i mocno dociskając do niego język, nagrzewałem go lutownicą 100W, aż nastąpiło dokładne połączenie. Po ostygnięciu język bardzo mocno trzymał się wałka. Z tej samej blachy wyciąłem 4 paski o szerokości 3mm i długości 18, które na jednym końcu pozaginałem pod kątem prostym na długości 3mm (rysunek 4).
Aby zamontować włącznik, musiałem w pokrywie potencjometru wyciąć otwór. Wyciąłem go na wzór innych potencjometrów tak, aby język przełączający przy zerowym ustawieniu potencjometru znalazł się kilka milimetrów od krawędzi otworu. Następnie włącznik ustawiony w pozycji wyłącz przyłożyłem do pokrywki tak, aby widełki włącznika obejmowały język.
Po dokładnym wycentrowaniu włącznika, na ściankach pokrywy oznaczyłem miejsca przylutowania pasków mocujących, dokładnie na wprost naciąć na włączniku. Miejsca te pobieliłem i przylutowałem do nich, również pobielone, paski mocujące tak, aby wystawały nad powierzchnię pokrywy po 7mm. Między obudowę i włącznik włożyłem podkładkę bakelitową (obowiązkowo), następnie podoginałem paski (łapki) mocujące i po takich operacjach włącznik działa bez zarzutu.
Ponieważ oryginalny potencjometr miał końcówki obydwu sekcji umieszczone po przeciwnych stronach, składając przerobiony potencjometr, tak samo ustawiłem sekcje. Po zamontowaniu nowego potencjometru różnica jest prawie niezauważalna. Wspomnę, że do lutowania części wykonanych ze stali używam wyłącznie cyny bezołowiowej, z dodatkiem 3% srebra i 0,5% miedzi, która zapewnia znacznie mocniejszą spoinę niż zwykła cyna Sn60 Pb40.
Przy dobieraniu żarówki skalowej zdała egzamin żarówka 6,3V/0,2A. Trochę słabiej świeciła 12V/0,2A. Napięcie na żarówce w momencie włączenia wynosiło 7,3V, lecz po kilku sekundach spadało do 5V.
Pomiary za pomocą miernika lamp pokazały, że lampy w odbiorniku mają różny stopień zużycia. Najlepsza jest głośnikowa, o prawie 100% sprawności, a najsłabsza napięciowa, ale jeszcze mieści się w normie.
W końcu nadszedł moment uruchomienia radia. Po włączeniu do sieci i podłączeniu dwumetrowego odcinka drutu jako anteny udało się złapać Warszawę I. Odbiór był jednak słaby i przy przestrajaniu występowały gwizdy podobne do interferencyjnych. Próbowałem dostroić częstotliwość pośrednią, ale obwód detekcyjny nie stroił, a podczas strojenia pozostałych odbiornik zaczął się wzbudzać. Po zdjęciu osłon ekranujących z filtrów potwierdziły się moje przypuszczenia.
Układ RC związany z filtrami był umieszczony wewnątrz filtrów, a nie poza nimi, jak to się standardowo robi (fotografia 5). W pierwszym filtrze były dwa kondensatory po 50nF z bardzo dużą upływnością – zostały wymienione na styrofleksowe. W drugim filtrze także były kondensatory z dużą upływnością – jeden 50nF i dwa po 100cm. Zostały wymienione na foliowy i ceramiczne.
Fotografie 6 i 7 pokazują chassis odbiornika podczas naprawy. Kilka dodatkowych fotografii można znaleźć w Elportalu.
W naprawianym odbiorniku zastosowano tylko dwa typy kondensatorów: mikowe, zarówno płaskie, jak i zaprasowane w bakelicie – wszystkie w idealnym stanie, oraz rurkowe z izolacją papierową. Wszystkie kondensatory na napięcie 500...2000V, a rurkowe produkcji niemieckiej firmy Siemens. Lampy i elektrolity anodowe produkcji amerykańskiej. Po wymianie kondensatorów w filtrach można je było dokładnie zestroić i odbiornik bardzo ładnie odbiera Warszawę I oraz kilka stacji na falach średnich.
Naprawianie tego radia było dla mnie czystą przyjemnością, tym bardziej że było ono w oryginalnym, nienaruszonym stanie. Po zakończeniu renowacji jestem całkowicie przekonany, że jest to egzemplarz praktycznie unikatowy – „perełka”.